środa, 30 stycznia 2013

[23]

*
Parę dni później
Święto szkoły
Dalej punkt widzenia Carly
Dwa dni temu wróciłam już do szkoły. Przez cały czas pobytu w Kanadzie oraz zarówno już tu w Atlancie wciąż ktoś u mnie był, bądź ja wychodziłam. W Kanadzie był to Justin, a tu w Atlancie moje przyjaciółki i on.
W między czasie spotkałam się z Tavishem i resztą, gdzie udoskonaliliśmy piosenkę "Your heart is a muscle". Wszystkim się podobał podkład jaki napisaliśmy wraz z Justinem.
Na uroczystość szkolną mogliśmy zaprosić naszych rodziców, także tak też zrobiłam. Zaprosiłam też babcię.
*
W czasie gdy dyrektor wygłaszał mowę na sali, my (ja i Justin) mieliśmy próby przed występem.
O dziwo już się tak nie stresowałam, jak wtedy w czasie konkursu.
Pierwsza miałam ja wystąpić.
Usiadłam za pianinem i zaczęłam grać.

" You gave my shirt back
I don't really get the meaning
It's like you're giving up before it all goes wrong
I've been told but I don't really like the feeling
I've been away, I've been away too long

I, I, I wanna go wherever you are
I, I, I wanna be wherever you are
I, I, I wanna see whatever you are

You say love's a fragile thing
Made of glass
But I think
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
You gotta work it out
Make it stronger
Try for me just a little longer
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle"


W trakcie śpiewania moje oczy zaszły łzami. Wręcz nie mogłam ich zatrzymać.
W głowie miałam całe wydarzenie ostatnich dni.
Tą piosenkę przecież napisałam zaraz po wieści o śmierci dziadka.
Przez kilka dni udawało mi się ograniczyć się tylko do wieczornego, samotnego płaczu w poduszkę.
Myślałam, że "rany" w moim sercu już powoli się goją. Jednak myliłam się.
Gdy skończyłam piosenkę, po prostu wybiegłam z sali. Zaraz za mną z miejsca wyrwał się Justin, ale też moje przyjaciółki.
-Carly!
Po chwili tuliłam się już do moich przyjaciółek.
Na szczęście nie musiałam nic tłumaczyć. Każde z nich wiedziało o co chodzi.
Usłyszeliśmy chrząknięcie i nieopodal nas stała Selena.
- Przepraszam, że przerywam tą ckliwą chwilę, ale Justin teraz Twoja kolej na występ
- Oh.. już idę - syknął i wyminął nas i Selenę.
- Wy też idźcie na salę, ja zaraz przyjdę tylko poprawię makijaż, wydmucham nos - powiedziałam przyjaciółkom.
Dziewczyny kiwnęły głową i też poszły.
Ledwo się odwróciłam, żeby iść do łazienki, jak na swoim nadgarstku poczułam czyjś dotyk.
Odwróciłam się i po chwili stałam twarzą w twarz z Seleną.
- Powiedziałam Ci raz, że masz zostawić Justina w spokoju. Pamiętasz co jeszcze Ci mówiłam.?
- Że mam go zostawić
- Otóż to, ale jakimś trafem nie posłuchałaś mnie
- Jako dziewczyna Justina nie powinnaś decydować z kim się on może przyjaźnić, a z kim nie.
- A żebyś wiedziała, że mogę i dobrze Ci radzę po raz ostatni. Zostaw go w spokoju. On jest tylko i wyłącznie MÓJ!
- Carly, Justin chciał żebyś była na jego występie - zawołała Hayden
Wyrwałam dłoń z uścisku Seleny, otarłam łzy i rozmazany makijaż i poszłam do auli.
Justin zanim zaczął śpiewać, to posłał mi (albo może Selenie?) lekki uśmiech.
- Zaśpiewam dziś dla was nową piosenkę, która nosi tytuł "I would" - powiedział do mikrofonu i po chwili sala wypełniła się dźwiękiem jego głosu.

"If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would

Baby do it to the sky and you the keys, you
Let you know that you're always welcomed so that you never leave
Why you owe those fancy things that you only see on tv, yeah
Run away, to a hut away, we be living the american dream
And i, know it's never gonna be that easy
But I know that he want us to try

If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would

Wo-oh, wo-oh, wo-oh baby I would

To the love forever why, so that it never runs dry
Anytime you ask me why i'm smiling, say that i'm satisfied
He got his flaws and so do i, past seven, and macy pride
And though I wanna make it right
I just cant read your mind

And i, know it's never gonna be that easy
But I know that he want us to try
But I know that he want us to try

If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would

Wo-oh, wo-oh, wo-oh baby I would

Yeah it's not about what I want
It's all about what you need
I know that it hurt you, but that wasnt me
And I know, and I know sometimes it's hard to see
That all we need to be

If I could take away the pain and put a smile on your face
Baby I would, baby I would
If I could make a better way, so you could see a better day
Baby I would, baby I would, I would

Wo-oh, wo-oh, wo-oh baby I would"


Gdy Justin skończył śpiewać cała aula zaczęła klaskać, piszczeć etc.
- Carly, co chciała od Ciebie Gomez.?
- Nie mówiłam wam, ale raz już mnie zaczepiła, no i .. groziła mi żebym zostawiła Justina, a teraz powtórzyła to
- Czemu nam o tym nie powiedziałaś od razu.?! Justin wie o tym.?
- Nie, nic mu nie mówiłam, ale chciałam! Tylko wtedy gdy chciałam poruszyć tą kwestię to.. wiecie co się stało..
- Musisz mu o tym jak najszybciej powiedzieć
- No, ale co to zmieni.?
- W końcu może przejrzy na oczy, że ta dziewczyna za bardzo go ogranicza!
- Zastanowię się..
Przyjaciółki mi posłały swoje "złe" spojrzenie, ale przerwały, bo Justin się do nas dosiadł.
- I jak wszystko w porządku.?
- Tak, już tak. Dziękuję. A poza tym podobała mi się ta piosenka
- Na prawdę.? To miło, dziękuję.
Chciałam jeszcze chwilę z nimi posiedzieć,  kiedy podeszli do nas dwaj mężczyźni.
- Siema Scooter! - krzyknął Justin i przywitał się z jednym z nich
- Siema Biebs
- Jednak przyjechałeś
- No znalazłem chwilę, a poza tym to szef wytwórni chciałby pogadać z Twoją przyjaciółką Carly
Gdy to usłyszałam to spojrzałam raz na Justina, raz na tych mężczyzn
- Ee.. to chyba jakaś pomyłka - wyszeptałam
- Nie, to nie pomyłka - odpowiedział ten drugi, po czym się uśmiechnął do mnie - poproś swoich rodziców na chwilę, będziemy czekać w sali na przeciwko
- Dobrze - odpowiedziałam ciągle będąc w szoku.
Przepchnęłam się obok przyjaciółek, a następnie podeszłam do moich rodziców.
- Mamo..
- Tak.?
- Przed chwilą podszedł do mnie manager Justina i jak mniemam szef wytwórni i prosili mnie i was żebyśmy na chwilę przyszli do sali na przeciwko
- Co on może chcieć.?
- Nie wiem, też bym chciała to wiedzieć
- No to idziemy - odpowiedziała mama
Zabraliśmy ze sobą także babcię.
Zapukałam wpierw i weszliśmy do wnętrza.
Usiedliśmy przed nimi. Ja między rodzicami.
- To jest Scooter Braun, wam pewnie bardziej znany jako manager Justina, a ja jestem  Antonio Reid (L.A. Reid). Wstępnie powiem, że żałuję, że nie przyjechałem wtedy na ten wasz konkurs talentów. Obejrzałem za to te występy na internecie i powiem Ci Carly, że jestem pod wrażeniem. Brałaś kiedyś lekcje śpiewu.?
- Nie, niestety nie.
- Niesamowite.. Ale co ja będę przedłużał. Bardzo chciałbym Ci zaproponować kontrakt na Twoją solową płytę.
- Słucham.? - myślałam, że się przesłyszałam
- Chcę, żebyś nagrała płytę w mojej wytwórni, oczywiście jeśli nie chcesz możesz odmówić
- Pan chyba żartuje, wow! Mamo uszczypnij mnie bo chyba śnię.
- To nie sen córeczko - odpowiedziała mama, i w jej oczach dostrzegłam łzy, ale tym razem szczęścia
- Zostawię Tobie i Twoim rodzicom kopię umowy, przeczytasz ją w spokoju i gdy podejmiesz decyzję tu masz mój numer - odpowiedział pan Reid podając mi umowę oraz wizytówkę
- Przecież tyle jest utalentowanych ludzi..
- I Ty jesteś jedną z nich. Sama pisałaś te teksty piosenek.?
- Większość sama, ale poprawki, czy też "Call Me Maybe" pisałam z przyjaciółmi
- Mhm. Oczywiście porozmawiaj też ze swoimi gitarzystami, perkusistą oraz klawiszowcem ta oferta jest także dla nich, widać, że mają na Ciebie dobry wpływ, a poza tym razem potraficie na prawdę dużo zdziałać
- Dobrze, jejku, jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Także.. mam nadzieję, że do szybkiego skontaktowania się.?
- Taak - odpowiedziałam i pożegnaliśmy się z mężczyznami
Przed salą stali Hayden, Spencer i Justin oraz Tavish, Jared, Solomon i Nik
- I co? I co.? - dopytywały obydwie
Nie byłam im w stanie odpowiedzieć, bo byłam w zbyt dużym szoku, zbyt dużo wydarzyło się w moim życiu w krótkim czasie.
- Carly dostała propozycję nagrania solowej płyty - odpowiedziała za mnie mama oraz w tym samym czasie zjawiła się znów Selena.
- Carly Ty szczęściaro! Powiedz, że przyjęłaś to?
- Jeszcze nie, mam czas by się zastanowić, muszę obgadać to z rodzicami, no i z wami chłopaki - odpowiedziałam
- A Ty tak się broniłaś przed tym konkursem. Nasza przyjaciółka będzie sławna - wydarły się dziewczyny
- Shh.. Jeszcze nic nie wiadomo - zaśmiałam się po raz pierwszy od pogrzebu dziadka
- Jesteśmy z Ciebie takie dumne
- Aww.. - odpowiedziałam i przytuliłam je.
Zerknęłam w stronę Justina. Uśmiechał się promiennie. Odwzajemniłam gest.
- Chyba dziadek faktycznie robi za mojego Anioła Stróża - wyszeptałam
- I nie chyba, a na pewno wnusiu - odpowiedziała babcia i też się wzruszyła niczym mama
- To co? Będziemy wracać do domu. Czekamy w samochodzie Carly - powiedział tata
- To pogadaj dziś z rodzicami i jak wszystko omówicie to spotkamy się jutro w naszym garażu, okej.? - zapytał Tavish
- Okej, dzięki za dziś
- To my dziękujemy i do zobaczenia jutro
Pożegnałam się z nimi i przyjaciółkami.
Zostałam teraz tylko ja, Selena i Justin.
Ci dwoje nie zwracali teraz na mnie uwagi, byli zbyt zajęci kłótnią. Przemknęłam obok nich i otworzyłam swoją szkolną szafkę. Udawałam, że czegoś w niej szukam.
- Po co Ty się za nią tak uganiasz, co Cię obchodzi ona.?!
- A dlaczego Ty jesteś taką ignorantką.? Miałem Ci już dawno to powiedzieć.. Zrywam z Tobą.
- Ty zrywasz ze mną.? Już coś Ci Carly nagadała.?
- Co niby miała nagadać.?
- Kazałam jej się trzymać z daleka od Ciebie!
- Co.? Już totalnie zwariowałaś.?
- Nie! Po prostu chciałam, żeby ona się nie mieszała do naszego związku
- Związku, który był pomyłką.
- Mówisz tak, bo co.? Zakochałeś się w tej kujonce.? Co ona ma, czego ja nie mam.?!
- Tak, kocham ją! Wszystko ma! Z nią przynajmniej mogę porozmawiać o wszystkim, a z Tobą nie, bo Twoje sprawy zawsze były od tego ważniejsze!
Przez przypadek wypuściłam z ręki książki, które trzymałam. Wszystkie rozsypały się po podłodze wokół mnie, łącznie z moimi notatkami.
Spojrzałam niepewnie w ich kierunku. Justin na mnie patrzył. Od początku wiedział, że wszystko słyszę. Łącznie z jego wyznaniem!
- Mówiłam Tobie! Widzisz co zrobiłaś.?! Mogłaś zostać w tej pieprzonej Kanadzie i nie wracać tu! - syknęła Selena i zaczęła się do mnie zbliżać.
Zaczęłam zbierać książki lecz ona specjalnie mi je wyrzuciła z powrotem z rąk.
Widziałam jak Justin podbiega i staje między mną, a nią.
- Zostaw ją i mnie w spokoju. Znajdź innego frajera.
- No tak, idź pocieszać swoją kujonkę. Palant.
Obserwowałam jak Selena wychodzi ze szkoły.
Justin pozbierał moje rzeczy.
- Przepraszam za nią - powiedział zmieszany
- Justin.. to prawda co powiedziałeś.?
- Że Ciebie kocham.?
Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
- Carly.. postanowiłem chodzić z Seleną tylko dlatego, bo w żałosny sposób chciałem wzbudzić w Tobie zazdrość. Dopiero po Twoim wyjeździe dostrzegłem jakim jestem idiotą, że nie powinienem tego robić. Tak kocham Ciebie - powiedział i dotknął ostrożnie mojego policzka, zmusił mnie żebym na niego spojrzała, a następnie przybliżył się do mnie i pocałował!
__________________________________
Wstępnie nie podobał mi się ten rozdział, ale skończywszy go powiem, że nawet mi się podoba :D w końcu wracam do pisania wg planu, który napisałam do Jarlyy :D muszę oszacować ile jeszcze do końca :D
mam nadzieję, że komuś się to spodoba xx <3

sobota, 19 stycznia 2013

[22]

*
Po pogrzebie
Cd. pkt.widzenia Justina
Carly dość szybko odzyskała przytomność. Lecz po tym nie odzywała się do nikogo. Siedziała tuż obok mnie na ławce i cicho łkała.
Wpatrywała się pustym wzrokiem w grób swojego dziadka.
- Carly, wracamy. Jutro przyjdziesz tu jak będziesz chciała.
Dziewczyna skinęła lekko głową.
Jej tata "użyczył" jej swojego ramienia, ale Carly w zamian wtuliła się w niego.
*

Wszyscy zostaliśmy zaproszeni na stypę.
Odbywała się ona w domu państwa Jepsen.
Carly od razu podążyła do altany ustawionej w ogrodzie.
Wziąłem kawałek sernika i zaniosłem go dziewczynie.
Siedziała na drewnianej ławeczce, z podkulonymi nogami. Wzrok miała skierowany na niebo. Była pogrążona w myślach.
Odchrząknąłem.
- Przyniosłem Ci kawałek ciasta - powiedziałem cicho i postawiłem go przed dziewczyną na balustradzie altany.
- Dziękuję - wychrypiała Carly
Usiadłem kawałek od niej i sam zacząłem jeść swój kawałek ciasta.
Po chwili i ona zaczęła jeść.
- Za ile wracasz do Atlanty.? - zapytałem
- Powinnam za dwa dni, bo przecież w tym tygodniu będzie to święto szkoły, a ja nie mam nic przygotowanego.. ale nie czuję się na siłach.
To znaczy.. napisałam coś.. ale nie wiem..
- Napisałaś coś.?
- Mhm
- Mógłbym przeczytać.?
Przez chwilę Carly lustrowała mnie wzrokiem.
- To chodźmy do mnie do pokoju
- Dobrze
Zabraliśmy talerzyki i poszedłem za nią.
- Usiądź sobie - wskazała dłonią na łóżko, które było schludnie pościelone
Obserwowałem ją. Klęknęła przy łóżku, gdzie stał duży kufer i po chwili wyciągnęła z niego zeszyt. Podała mi go.
Przez przypadek wypadła z niego jakaś koperta.
Carly ją podniosła i wsadziła z powrotem między kartki zeszytu.
- To list od mojego dziadka, w którym przeprosił mnie, że mi nie powiedział, że był tak chory.. - wyszeptała łamiącym się głosem.
- Przynajmniej będziesz miała jakąś pamiątkę po nim..
- Niby tak.. ale jestem zła na siebie, że nie kazałam dziadkowi iść szybciej do tego lekarza, wiele razy jak go pytałam się to skarżył się na bóle..
- Nie obwiniaj się za nic, zamiast tego wyobraź sobie, że Twój dziadek jest teraz u Boga, w niebie i już nie cierpi, że patrzy tam z góry na Ciebie.
- Staram się, ale to nie takie łatwe.. Nawet nie wiesz jak się dziwnie czuję w tym domu, wiedząc, że go nie ma.. tak jest tu pusto.. I kto mnie teraz będzie wypytywał czy mam chłopaka, czy dobrze się uczę, czy pomagam mamie.?!
- Wiem, że nie jest Ci łatwo.
- Do tego jeszcze sprawa tej piosenki do szkoły.. zupełnie nie mam głowy..
- Który to tekst.?
Carly wzięła zeszyt i po chwili wskazała palcem tekst.
Piosenka nazywała się "Your heart is a muscle".
- Piosenka wpierw miała być o moim dziadku, tym co czuję.. ale nie wyszło mi zupełnie, no a pozatym to za świerza jeszcze sprawa. Wysłałam to w nocy chłopakom, kuzynom Hayden.
- I.?
- I poprosiłam ich, żeby stworzyli jakąś wolną muzykę pod to, ale jeszcze nie dostałam odpowiedzi, a póki co nie chcę z nikim rozmawiać, boję się, że się rozpłaczę..
- Przecież płacz to nie jest nic złego. Nikt Ci nie zabroni płakać.
- No tak.. wolę trochę samotności.. nie jestem gotowa na to wszystko, na powrót do rzeczywistości..
- Pomożemy Ci stanąć na nogi. Właśnie najważniejsze jest żebyś spotykała się ze znajomymi, próbowała robić to co zawsze.. Najgorszą rzeczą dla Ciebie będzie siedzenie w domu i płakanie, smucenie się.
Prędzej dorobisz się jakiś szkód na zdrowiu, psychice.
Carly wydawała się rozmyślać nad moimi słowami, ja w tym czasie przeczytałem tekst jej piosenki.
- Podoba mi się on.
- Może być.?
- Na prawdę jest dobry. Już się nie mogę doczekać aż go usłyszę wraz z podkładem.
- Myślałam, żeby przy tej piosence wykorzystać to, że umiem grać na pianinie.
- Uuu.. i próbowałaś coś spleść.?
- Nie, nie miałam nawet na to czasu, praktycznie przez ten tydzień tu, ciągle byłam poza domem.
- Dalej masz tu pianino.? I czy Twojej babci nie przeszkadzało by gdybyśmy razem pograli na nim.?
- Babci raczej nie będzie przeszkadzało, wszyscy są w ogródku.
- To chodź - powiedziałem wyciągając do niej dłoń.
Zeszliśmy razem do drugiego salonu. Na samym jego środku stało pianino.
Usiedliśmy obok siebie na małym krzesełku.
Najpierw na rozgrzewkę zagrałem fragment "Down To Earth".
*
Pkt.widzenia mamy Carly
- Kochanie.? Widziałeś gdzieś Carly.? - zapytałam cicho męża, który przyniósł gościom coś do picia
- Tak, gra z Justinem na pianinie. Jak mniemam pracują wspólnie nad piosenką Carly, którą miała zaśpiewać w szkole.
- Przynajmniej zajmie czym innym myśli.
- Dokładnie. Strasznie przeżyła to co się stało.
- Była z nim bardzo związana, przebywała tutaj większość swojego czasu.. Mi też go brakuje, ale wiem, że muszę być silna dla was.
- Razem się pozbieramy. Podoba mi się to, że Justin pod nieobecność przyjaciółek Carly tak jej pomaga. W kościele ją pocieszał, na cmentarzu przytrzymał gdy zemdlała..
- To dobry chłopak. Zna się z Carly prawie od urodzenia.
Przytuliłam się do męża. I razem z nim obserwowałam jak Jake bawi się z Pattie.
*
Pkt.widzenia Carly
W ciągu godziny napisaliśmy cały podkład muzyczny. Na przemian każde z nas wygrywało coś na klawiszach, gdy pasowało to reszty, zapisywaliśmy to nutowo.
- Zaśpiewaj mi.? - zapytał Justin
Zasłoniłam rękoma twarz.
- Proszę.? - zapytał tym razem z uśmiechem.
Dzięki temu spędzonemu czasowi z Justinem choć przez chwilę zapomniałam o tym wszystkim.
Praca nad piosenką pozwoliła mi się na chwilę odprężyć.
- Tak bardzo ładnie proszę.?
- Oh.. niee.. - zaczęłam speszona
- Zaśpiewam z Tobą.
Spojrzałam na niego.
- No dobra.
" You gave my shirt back
I don't really get the meaning
It's like you're giving up before it all goes wrong
I've been told but I don't really like the feeling
I've been away, I've been away too long

I, I, I wanna go wherever you are
I, I, I wanna be wherever you are
I, I, I wanna see whatever you are

You say love's a fragile thing
Made of glass
But I think
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
You gotta work it out
Make it stronger
Try for me just a little longer
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle

If I could turn this plane around
I'd fly to where you are right now
Write your name into the sky
Hope that it'll light up your eyes

Wake up moon we spend the night alone together
You're a real good listener, but you don't have much to say
Wake up you, you won't pick up the phone whatever
You're probably sleeping, I hope we're still OK

I, I, I wanna go wherever you are
I, I, I wanna be wherever you are
I, I, I wanna see whatever you are

You say love's a fragile thing
Made of glass
But I think
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
You gotta work it out
Make it stronger
Try for me just a little longer
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle

If I could turn this plane around
I'd fly to where you are right now
Write your name into the sky
Hope that it'll light up your eyes
[x2]

You say love's a fragile thing
Made of glass
But I think
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
You gotta work it out
Make it stronger
Try for me just a little longer
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle
Your heart is a muscle

If I could turn this plane around
I'd fly to where you are right now
Write your name into the sky
Hope that it'll light up your eyes "

sobota, 12 stycznia 2013

[21]

Moi dziadkowie (teraz tylko babcia) mieszkała dwa domy dalej od dziadków Justina.
Nie potrafiłam usiedzieć w domu, więc kiedy tylko mogłam wychodziłam i wracałam bardzo późno.
Idąc do pobliskiego parku, dostrzegłam jak pod dom dziadków chłopaka, podjechała taksówka.
A z niej wysiadł właśnie Justin i jego mama - Pattie.
- Hej Carly! - krzyknął do mnie Justin, gdy tylko mnie zauważył
- Hej Justin, dzień dobry! - odpowiedziałam, ale nie zatrzymałam się tylko dalej szłam.
Nie miałam ochoty w ogóle na rozmowy. Chciałam pobyć sama. Chyba tylko tego teraz potrzebowałam.
Codziennie dzwoniły do mnie moje przyjaciółki. Na szczęście nie pytały mnie jak się czuję, bo przecież wciąż by słyszały tą samą odpowiedź.
Opowiadały mi co było danego dnia w szkole, co się działo i za każdym razem zapewniały, że mogę na nie polegać.
Był to dla mnie dużo znaczący gest. Mimo, tego że chcę być sama, to gdzieś w głębi duszy wiem, że by stanąć na nogi potrzebuję pomocy, wsparcia rodziców, ale także moich przyjaciółek.
*
Dzień pogrzebu
Od śmierci dziadka minęło już 6 dni. Od czasu kiedy przyjechaliśmy do Kanady, babcia w nocy miała koszmary, budziła się przynajmniej 2 razy, dużo płakała.
Zastanawiałam się jak ja bym znosiła taką stratę. W końcu babcia była z dziadkiem aż 37 lat. To szmat czasu. A nagle tej ukochanej osoby nie ma.
Już nigdy nie usłyszysz od niej "Kocham Cię", czy zwykłego pytania "Co dziś na obiad?". W sercu pozostanie pustka. Tak, jakby jakaś część Ciebie odeszła z tą osobą.
Za każdym razem jak o tym tylko myślałam, łzy lały się strumieniami po moich policzkach,  i nie dziwię się już moim rodzicom, że zdecydowali się, żeby babcia wróciła z nami do Atlanty.
Od tej złej wiadomości zaczęłam podobnie jak babcia, źle spać, ale też bardzo mało jadłam.
- Carly proszę Cię zjedz coś - powiedziała cicho mama.
Wiedziałam co ma na myśli. Bała się, że przez to, że nie jem, mogę ją zostawić, zadać kolejny ból straty.
Sięgnęłam po chleb, posmarowałam go cienko masłem i położyłam na to szynkę, ser i pomidora.
Podczas posiłku nikt ze sobą nie rozmawiał. Jedyny dźwięk jaki można było usłyszeć, to dźwięk odstawianych kubków, sztućców, i różnorodne odgłosy wydawane przez mojego młodszego braciszka, Jake'a.
Mimo, że on miał zaledwie niecałe 2 latka, a już wyczuwał napiętą sytuację między nami, wiedział, że jesteśmy smutni.
Po zjedzonym posiłku poszłam się umyć i ubrać.
Ubrałam czarną sukienkę do kolana, czarny sweterek, baleriny i rajstopy.
Włosy związałam w wysoki kucyk.
Korektorem lekko musnęłam się pod oczami, które były czerwone, zapuchnięte.
*
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu babci. Tata kierował.
Równo z nami wyjechali też Justin z mamą i dziadkami.
To miał być skromny pogrzeb. Tylko rodzina, sąsiedzi i przyjaciele.
W kościele rodzice wraz z babcią usiedli z przodu, tuż przed trumną dziadka.
Ja natomiast z moim braciszkiem siedzieliśmy z Justinem.
Justin był ubrany w jeansy, białą koszulę, czarny krawat i marynarkę.
Pani Pattie zajęła się moim bratem, za co byłam jej dozgonnie wdzięczna.
Ledwo pogrzeb się zaczął, a ja już miałam ochotę płakać.
Jak na każdym pogrzebie organista wygrywał bardzo smutne, przygnębiające pieśni.
Powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu, rozglądałam się po całym kościele. Byli wszyscy sąsiedzi, których jeszcze kojarzę z dzieciństwa.
Wciąż mój wzrok kierował się do trumny dziadka, na której była tabliczka z napisem " Mark Jepsen. Ur. 12.03.1955, zm. 5.10.2012 ".
Mój dziadek nie był bardzo stary, miał zaledwie 57 lat! Miał jeszcze dużo lat życia przed sobą, gdyby nie choroba nowotworowa.
Drżącymi rękoma wyciągnęłam szybko chusteczki z mojej torebki. Chciałam nie płakać, lecz to było raczej nie do uniknięcia.
*
Pkt.widzenia Justina
Obserwowałem kątem oka Carly. Wpierw siedziała smutna, skulona między mną, a moją mamą.
Później w trakcie pogrzebu dostrzegłem jak się rozgląda, swoim pustym, zaszklonym spojrzeniem. Aż w końcu się popłakała.
Moja mama posadziła Jake'a (brata Carly) koło siebie, a następnie przygarnęła do siebie płaczącą Carly i przytuliła ją mocno.
Dziewczyna ani na moment nie mogła przestać płakać. Gdy już się wydawało, że się uspokaja, przychodziła kolejna fala płaczu.
Cholernie źle się czułem z tym jej cierpieniem. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale zupełnie nie wiedziałem jak.
Złapałem ją delikatnie za dłoń. Myślałem, że wyrwie się, ale nie. Ona wplotła swoje drobne palce w moją dłoń, między moje palce.
Uścisnąłem ją, by dodać jej otuchy. I tak do końca mszy pogrzebowej siedzieliśmy.
Zanim wyniesiono trumnę z ciałem dziadka Carly, każdy mógł położyć przed nią kwiaty i chwilę się pomodlić.
Carly wstała i chwiejnym krokiem dołączyła do rodziców.
Wpierw przy trumnie klęknęła babcia Carly i jej mama.
Następnie ona i jej tata.
Pan Jepsen musiał podnosić wręcz Carly, bo ta nie miała na to sił. Znowu się rozkleiła.
I później reszta ustawiła się w kolejce do trumny, oraz do państwa Jepsen by złożyć im kondolencje.
Podałem rękę państwu Jepsen, a Carly mocno do siebie przytuliłem.
- Pamiętasz moje słowa.? - zapytałem szeptem
- Pamiętam
- Jak będziesz potrzebowała pomocy czy czegokolwiek to pisz, dzwoń, a nawet przychodź do mnie. Okej.?
- Nie wiem po co się litujesz nade mną, ale dziękuję.
- Oh Carly, jesteś moją przyjaciółką i chcę Ci pomóc. Chociaż raz. I bardzo mi przykro z tego co się stało, ale jesteś silna i pozbierasz się. Twój dziadek nie chciałby, żebyś płakała - powiedziałem głaszcząc ją delikatnie po mokrym policzku.
Dziewczyna lekko odsunęła się ode mnie i zmarszczyła brwi. Podziękowała mi jeszcze raz i musiała wracać do ponownej czynności - wysłuchiwania kondolencji od innych.
*
Następnie trumna została wyniesiona do karawanu i wszyscy podążaliśmy za nim na cmentarz.
Ksiądz odmówił krótką litanię, po czym nastąpiło złożenie trumny do grobowca i  symboliczne wsypanie piachu na jej wieko.
Grabarze zaczęli przysypywać trumnę.
Carly, jej mama i babcia płakały najwięcej.
Chwilę później Carly złapała mnie za rękę i ledwo zdążyłem się odwrócić w jej stronę jak dziewczyna zaczęła się osuwać na ziemię. Zemdlała. Na szczęście w ostatniej chwili ją przytrzymałem.
Rodzice Carly natychmiast do niej podeszli.
Usiadłem z ciałem nie przytomnej Carly na ławce. Jej mama klęczała przed nią i lekko poklepywała po policzkach.
Po 2 minutach, może 3, odzyskała przytomność.
________________________
Huh, podoba mi się ten r ;O 
I w miarę szybko mi się go napisało :O 
No i popłakałam się trochę pisząc to ;O
Mam nadzieję, że dobrze udało mi się przekazać to wszystko co siedziało w mojej głowie xd ;o
#muchlove