sobota, 12 stycznia 2013

[21]

Moi dziadkowie (teraz tylko babcia) mieszkała dwa domy dalej od dziadków Justina.
Nie potrafiłam usiedzieć w domu, więc kiedy tylko mogłam wychodziłam i wracałam bardzo późno.
Idąc do pobliskiego parku, dostrzegłam jak pod dom dziadków chłopaka, podjechała taksówka.
A z niej wysiadł właśnie Justin i jego mama - Pattie.
- Hej Carly! - krzyknął do mnie Justin, gdy tylko mnie zauważył
- Hej Justin, dzień dobry! - odpowiedziałam, ale nie zatrzymałam się tylko dalej szłam.
Nie miałam ochoty w ogóle na rozmowy. Chciałam pobyć sama. Chyba tylko tego teraz potrzebowałam.
Codziennie dzwoniły do mnie moje przyjaciółki. Na szczęście nie pytały mnie jak się czuję, bo przecież wciąż by słyszały tą samą odpowiedź.
Opowiadały mi co było danego dnia w szkole, co się działo i za każdym razem zapewniały, że mogę na nie polegać.
Był to dla mnie dużo znaczący gest. Mimo, tego że chcę być sama, to gdzieś w głębi duszy wiem, że by stanąć na nogi potrzebuję pomocy, wsparcia rodziców, ale także moich przyjaciółek.
*
Dzień pogrzebu
Od śmierci dziadka minęło już 6 dni. Od czasu kiedy przyjechaliśmy do Kanady, babcia w nocy miała koszmary, budziła się przynajmniej 2 razy, dużo płakała.
Zastanawiałam się jak ja bym znosiła taką stratę. W końcu babcia była z dziadkiem aż 37 lat. To szmat czasu. A nagle tej ukochanej osoby nie ma.
Już nigdy nie usłyszysz od niej "Kocham Cię", czy zwykłego pytania "Co dziś na obiad?". W sercu pozostanie pustka. Tak, jakby jakaś część Ciebie odeszła z tą osobą.
Za każdym razem jak o tym tylko myślałam, łzy lały się strumieniami po moich policzkach,  i nie dziwię się już moim rodzicom, że zdecydowali się, żeby babcia wróciła z nami do Atlanty.
Od tej złej wiadomości zaczęłam podobnie jak babcia, źle spać, ale też bardzo mało jadłam.
- Carly proszę Cię zjedz coś - powiedziała cicho mama.
Wiedziałam co ma na myśli. Bała się, że przez to, że nie jem, mogę ją zostawić, zadać kolejny ból straty.
Sięgnęłam po chleb, posmarowałam go cienko masłem i położyłam na to szynkę, ser i pomidora.
Podczas posiłku nikt ze sobą nie rozmawiał. Jedyny dźwięk jaki można było usłyszeć, to dźwięk odstawianych kubków, sztućców, i różnorodne odgłosy wydawane przez mojego młodszego braciszka, Jake'a.
Mimo, że on miał zaledwie niecałe 2 latka, a już wyczuwał napiętą sytuację między nami, wiedział, że jesteśmy smutni.
Po zjedzonym posiłku poszłam się umyć i ubrać.
Ubrałam czarną sukienkę do kolana, czarny sweterek, baleriny i rajstopy.
Włosy związałam w wysoki kucyk.
Korektorem lekko musnęłam się pod oczami, które były czerwone, zapuchnięte.
*
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu babci. Tata kierował.
Równo z nami wyjechali też Justin z mamą i dziadkami.
To miał być skromny pogrzeb. Tylko rodzina, sąsiedzi i przyjaciele.
W kościele rodzice wraz z babcią usiedli z przodu, tuż przed trumną dziadka.
Ja natomiast z moim braciszkiem siedzieliśmy z Justinem.
Justin był ubrany w jeansy, białą koszulę, czarny krawat i marynarkę.
Pani Pattie zajęła się moim bratem, za co byłam jej dozgonnie wdzięczna.
Ledwo pogrzeb się zaczął, a ja już miałam ochotę płakać.
Jak na każdym pogrzebie organista wygrywał bardzo smutne, przygnębiające pieśni.
Powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu, rozglądałam się po całym kościele. Byli wszyscy sąsiedzi, których jeszcze kojarzę z dzieciństwa.
Wciąż mój wzrok kierował się do trumny dziadka, na której była tabliczka z napisem " Mark Jepsen. Ur. 12.03.1955, zm. 5.10.2012 ".
Mój dziadek nie był bardzo stary, miał zaledwie 57 lat! Miał jeszcze dużo lat życia przed sobą, gdyby nie choroba nowotworowa.
Drżącymi rękoma wyciągnęłam szybko chusteczki z mojej torebki. Chciałam nie płakać, lecz to było raczej nie do uniknięcia.
*
Pkt.widzenia Justina
Obserwowałem kątem oka Carly. Wpierw siedziała smutna, skulona między mną, a moją mamą.
Później w trakcie pogrzebu dostrzegłem jak się rozgląda, swoim pustym, zaszklonym spojrzeniem. Aż w końcu się popłakała.
Moja mama posadziła Jake'a (brata Carly) koło siebie, a następnie przygarnęła do siebie płaczącą Carly i przytuliła ją mocno.
Dziewczyna ani na moment nie mogła przestać płakać. Gdy już się wydawało, że się uspokaja, przychodziła kolejna fala płaczu.
Cholernie źle się czułem z tym jej cierpieniem. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale zupełnie nie wiedziałem jak.
Złapałem ją delikatnie za dłoń. Myślałem, że wyrwie się, ale nie. Ona wplotła swoje drobne palce w moją dłoń, między moje palce.
Uścisnąłem ją, by dodać jej otuchy. I tak do końca mszy pogrzebowej siedzieliśmy.
Zanim wyniesiono trumnę z ciałem dziadka Carly, każdy mógł położyć przed nią kwiaty i chwilę się pomodlić.
Carly wstała i chwiejnym krokiem dołączyła do rodziców.
Wpierw przy trumnie klęknęła babcia Carly i jej mama.
Następnie ona i jej tata.
Pan Jepsen musiał podnosić wręcz Carly, bo ta nie miała na to sił. Znowu się rozkleiła.
I później reszta ustawiła się w kolejce do trumny, oraz do państwa Jepsen by złożyć im kondolencje.
Podałem rękę państwu Jepsen, a Carly mocno do siebie przytuliłem.
- Pamiętasz moje słowa.? - zapytałem szeptem
- Pamiętam
- Jak będziesz potrzebowała pomocy czy czegokolwiek to pisz, dzwoń, a nawet przychodź do mnie. Okej.?
- Nie wiem po co się litujesz nade mną, ale dziękuję.
- Oh Carly, jesteś moją przyjaciółką i chcę Ci pomóc. Chociaż raz. I bardzo mi przykro z tego co się stało, ale jesteś silna i pozbierasz się. Twój dziadek nie chciałby, żebyś płakała - powiedziałem głaszcząc ją delikatnie po mokrym policzku.
Dziewczyna lekko odsunęła się ode mnie i zmarszczyła brwi. Podziękowała mi jeszcze raz i musiała wracać do ponownej czynności - wysłuchiwania kondolencji od innych.
*
Następnie trumna została wyniesiona do karawanu i wszyscy podążaliśmy za nim na cmentarz.
Ksiądz odmówił krótką litanię, po czym nastąpiło złożenie trumny do grobowca i  symboliczne wsypanie piachu na jej wieko.
Grabarze zaczęli przysypywać trumnę.
Carly, jej mama i babcia płakały najwięcej.
Chwilę później Carly złapała mnie za rękę i ledwo zdążyłem się odwrócić w jej stronę jak dziewczyna zaczęła się osuwać na ziemię. Zemdlała. Na szczęście w ostatniej chwili ją przytrzymałem.
Rodzice Carly natychmiast do niej podeszli.
Usiadłem z ciałem nie przytomnej Carly na ławce. Jej mama klęczała przed nią i lekko poklepywała po policzkach.
Po 2 minutach, może 3, odzyskała przytomność.
________________________
Huh, podoba mi się ten r ;O 
I w miarę szybko mi się go napisało :O 
No i popłakałam się trochę pisząc to ;O
Mam nadzieję, że dobrze udało mi się przekazać to wszystko co siedziało w mojej głowie xd ;o
#muchlove


4 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Tez sie poplakalam czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno. :C ale Justin i jego chęć pomocy Carly. Ahhh... Ciekawie, ciekawie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda, że taki krótki, ale świetny <3 jeju, płakałam jak czytałam. justin jest taki kochany dla niej, chce jej tak bardzo pomóc <3 czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawie się popłakałam. :`( A Jus jaki opiekuńczy <3 Rozdział świetny i w ogóle fajnie piszesz :) Życzę weny i czekam na NN. Pozdrowienia :3 ;p

    OdpowiedzUsuń